Dworzec kolejowy
Chełmża. Deszcz. Godzina 20. Obok fabryka rzeczy dziwnych, być może
cukrownia, nie wiem, co tam produkują, usypuje właśnie wielką górę
czegoś, co wygląda jak trociny. I świeci na wszyskie strony biało -
pomarańczowym światłem. Wokół niej poustawiane gęsto i w ilości dużej
białe walce jakichś paczek. Zapewne są duże, prawdopodobnie sięgały by
mi do piersi, ale z pewnego oddalenia, w świetle białych jarzeniówek
wyglądają jak jaja obcych.
Ostatnia szansa na ewakuacje ziemi, zanim zostanie poddana recyklingowi.
Dworcowy zegar pokazuje za dziesięć dwunastą.
- Zobacz - mówi Aga. - Ktoś przekreślił zegar czarną taśmą izolacyjną bo pokazuję złą godzinę!
- No tak - mówię - łatwiej przekreślić zegar niż go nastawić.
- Ale popatrz. Ktoś musiał mieć drabinę, musiał się na nią wspiąć,
nalepiać taśmę. No i musiał mieć taśmę. Więcej zachodu niż przestawienie
zegara.
- A może w Chełmży zlikwidowali czas? Zostaniemy tu na zawsze i będziemy wiecznie młodzi!
Marna pesrpektywa. Choć pod wieloma względami Chełmża przypomina mi
rodzinne Działdowo. Tak samo zaniedbana. I tak samo czasami trafisz na
obiekt architektoniczny, przy którym nie wiesz co zrobić. No i chłopaki w
powłóczystych dresach twardo stoją w deszczu pod kamienicami. Wszystko
jedno w jakim mieście o tej porze. Każda twarz jest do siebie podobna. W
każdym jednym mieście. Jak garść identycznych monet chaotycznie
rozrzuconych po Polsce.
I z dialogów wieczornych:
- Słyszalem od kogoś o parze, która jest ze sobą osiem lat i ani razu przy sobie nie puścili bąka.
Chwila ciszy.
- Przeraża mnie to... Osiem lat z kimś...
- Może Ciebie też to czeka kiedyś.
- Nie, przeraża mnie to, jak można przez osiem lat nie puścić przy kimś bąka!
Istotnie. Przerażające. Można przecież pęknąć jak balonik!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz