Przemianowanie (eufemistycznie
nazwę ten lokal Czarnym Burakiem) tej nazwy wzięło się z niedawnych
wydarzeń, którymi (ja i Aga) byliśmy uczestnikami, a nawet głównymi
bohaterami.
Mówi się wiele ostatnio o dyskryminacji palaczy przez niepalącą
mniejszość (większość? Kto wie dokładnie jakie są proporcje?). Że nie
wolno, że jak to jest, że dlaczego, że trzeba się przeciwstawić
dyskryminacji... I oto, pośrodku tego bałaganu z paleniem - nie paleniem
się właśnie znaleźliśmy. I, choć oboje palący, zostaliśmy przegonieni,
zbesztani, dyskryminowani za przebywanie w pomieszczeniu dla palących
gdy fizycznie akurat nie mieliśmy owej dymiącej śmierci między zębami
ani w dłoniach ani nawet w kieszeniach, gdyż w lokalu owym nie można
było nabyć tej legalnej, uzależniającej jak telenowele brazylijskie
trucizny. No więc, chcąc chociaż biernie zapalić, usiedliśmy w części
dla palących (inna sprawa, że były to jedyne wolne miejsca w lokalu).
Otaczała nas aura nachalnego intelektualizmu, która potwierdzała moje
wcześniejsze decyzje o opuszczeniu na zawsze instytucji zwanej potocznie
UMK, gdyż lokal obfitował w nienaturalne zagęszczenie wykładowców i ich
podopiecznych na metr kwadratowy. Jak wiadomo (poza paroma chlubnymi
wyjątkami) wiedza z papieru jest gorsza od wiedzy z dupy i towarzystwo w
owym lokalu wybitnie to udowadniało. Zresztą, głównym prowodyrem
zamieszania był właśnie jakiś wykładowca akademicki nieznanego nam
pochodzenia. Co i rusz przysiadał się do nas na papierosa wzbudzając
ssanie w okolicach płucnych, spotęgowane jeszcze przez piwo (zresztą,
piłem tam genialnego wręcz grzańca: specjala podgrzanego w mikrofali bez
żadnych przypraw. Na plus przemawiała tylko cena). Ów osobnik zrazu nie
wydawał się zbytnio zainteresowany naszymi skromnymi osobami. Lecz
nagle postanowił zagaić:
- Jakim prawem wdychacie mój ciężko zarobiony dym?
Osobiście trochę zbaraniałem i nie wiedziałem zupełnie co powiedzieć. Tak celnie zadane pytanie zbiło mnie z tropu.
No, ale czy nie mamy prawa truć się czym tylko chcemy, póki nie przeszkadzamy i jest to legalne?
Okazało się, że jednak nie.
Z jakichś, nie wyjaśnionych dla mnie przyczyn, ów pan postanowił
zgłosić nasz występek wdychania nie przynależnego nam dymu obsłudze
lokalu. Interwencja była natychmiastowa i stanowcza. Zostaliśmy nad
wyraz "grzecznie" poproszeni o przeniesienie się, ponieważ ten stolik
należy do klientów siedzących przy barze, a chcących zapalić. Oszołomiła
mnie ich liczba! Siedzieliśmy we dwójkę przy stoliku na jakieś 10 osób a
jedyną osobą, która co mniej więcej kwadrans zaglądała na fajkę był
brodaty osobnik o nieznanym bliżej pochodzeniu.
Więc jako niepalący (w tym danym momencie) nie mieliśmy prawa
przebywać w palarni. Dziwne, nietypowe zagranie, które sprawiło, że
nabrałem trwałej niechęci do lokalu.
Świąteczny marketing? Przesadne dbanie o nasze płuca? Polityka lokalu
aby upchać jak najwięcej palaczy w maleńkim pomieszczeniu? Zresztą i
tak nie można było nabyć papierosów w lokalu, więc?
Palącym zabrania się palić w miejscach dla niepalących, co jest ze
wszech miar słuszne. Ale sytuacja odwrotna, w której niepalącym zabrania
się przebywania w palarni...
Jakby komuś to mogło przeszkadzać.
A może się mylę i ten labirynt myślowy ma jakiś ukryty sens?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz