Wciągam łapczywie nosem, skórą i ustami; wszystkim. Ciepło.
Tym bardziej teraz, gdy zima pociągnęła za cyngiel i świat stężał, zastygł.
Mamut zamrożony w bryle lodu.
Zaczerwienione ludzie, zasmarkane, rozkichane na całego. Byście nie byli
jedynie zbędną dekoracją wobrażam was sobie jako zaginione plemię
przeddzień wielkiego zlodowacenia. Oj, rozpieszcza was ta pogoda, moi
drodzy, a i tak narzekacie. Za każdym rokiem to samo, jakby tak
nietypowe było, że zima akurat w grudniu się zdarza.
I jak co roku staram się slalomem omijać Mikołajów, świąteczne
promocje, szał zakupów, lampki choinkowe i piosenkę "Last Christmas"...
To, co kiedyś było radością, teraz staje się zmorą jakąś, koszmarem z
tandetnego horroru. Aż chce mi się założyc maskę hokejową i rozgonić
całe to towarzystwo kijem. A kysz!
Tylko czekać, aż wprowadzą stan klęski żywiołowej. Drogowcy walczą z
15 centymetrami śniegu, w urzędach pękają kaloryfery, uczelnie odwołują
zjazdy. Minus siedem na rtęciowym liczniku... Myślałby kto! I tylko
dzieci niezmiennie buszują w śniegu jak za dawnych lat i nie straszne im
odmrożenia ani choroby. Pokrzepiające.
Wyjątkowo
nie będzie nic o balonach ani o bieganiu po kolana w śniegu po lesie w
środku nocy. Nic z tych rzeczy! I choć czasem zdarza się, że ciągłość
zimy zostanie przerwana, to się potem pozszywa białą nicią aby nie było
nic widać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz