Z kotami.
Z kurwami.
Ze śliamakmi.
Z kwiatami.
No bo tak:
Huberty z uszami.
Janusze z ogorzałymi od słońca twarzami.
Andrzeje z fiatami.
Łukasze z połóweczkami.
Zbyszki z powagami.
Krystiany ze szczudłami.
Przemki z koszulami.
Michały z pączkami.
Roberty z Plantami.
Krzysztofy z brunetami.
Piotrki z aparatami.
Pawły z numerami.
Jakuby z zasadami.
Jacki ze sztywniakami.
Radki z dziadkami.
Adamy z brodami.
Tomasze z gitarami.
Sławki z talerzami.
Dominiki z kopernikami.
Bartki z łososiami.
Mikołaje z harmonijkami.
Czarki z rowerami.
Dawidy z kadrami.
Marciny z misiami.
Rafały z granicami.
Tylko te Maćki nieszczęsne... Jak głosi rodzinna legenda babcia w
porę walnęła pięścią w stół i słowami: "Mój wnuk nie będzie miał na imię
jak jakiś pierdolony kot!" rozwiała marzenie ojca o posiadaniu syna
Maćka.
Chciałbym powiedzieć, że wymyślił to imię przy goleniu. Po
nieprzespanej nocy. Jeszcze trochę pijany. Ale nie mogę. Znaczy, nie
wiem dokładnie, jak to było. To jest urok legend rodzinnych i ojców
nadużywających rozweselaczy.
Tak.. mam na drugie Maciej. I z niczym innym mi się to nie kojarzy. I nie pytajcie, skąd te ślimaki.
Nie powiem. Za nic w świecie nie powiem, że mając dziesięć lat hodowałem w słoiku ślimaka winniczka, który miał na imię Maciek.
Za nic...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz