I zupełnie nagle, jakbys
przeniósł się w inny świat. Słońce, mosty, obdrapane budynki, szaro
wszędzie. Ludzie jakoś inaczej ubrani. Poczty pozamykane w sobotę w samo
południe. Deficyt ładnych dziewczyn. I już wiem. Odpowiedź jest prosta.
Jesteśmy w Bydgoszczy.
Tylko żeby nie było: lubię to miasto. Naprawdę. Swego czasu spędziłem
tam naprawdę wspaniałe chwile ze wspaniałymi ludźmi, ale teraz, po
latach kilku każdy poszedł swoją drogą, pozakładał rodziny i poznajdywał
prace w innych miejscach. Niektore rodziny się już rozpadły, niektóre
powiększają, ale mój senstyment do tego miasta trwa niezmiennie. I
obiecuję sobie wybrać się tam z aparatem i zrobic kilka zdjęć.
Bo uwielbiam "techniczność" i "mechaniczność" tego miasta. Jest
pomieszana jam mało które miasto. Mało gdzie spotkałem tak wielki
kontrast pomiędzy brzydotą fabryk i pieknem Wyspy Młyńskiej. Przypomina
mi lekko juz przestarzały mechanizm, który jednak ciągle działa. I ma
nieodparty urok.
I moc atrakcji. Bo w życiu każdego człowieka nadchodzi taki moment,
że trzeba wydać kupę kasy na niezdrowe żarcie i najeść się tak, żeby
zabłądzić na piętrowym parkingu w Focusie.
Uniwersytety natomiast są wszędzie takie same. Jakby zasada działania
wszelkich dziekanatów była jedna i ta sama, niezależna od miasta.
No i my, toruńskie małomiasteczkowe ludziki, nawet z GPS - em
zabładziliśmy w Bydgoszczy... Setki pogmatwanych skrzyżowań, wielkie
ronda, autobusy przegubowe. Ja po godzinie snu z dnia poprzedniego, po
porannym spotkaniu starszej kobiety, która koniecznie chciała mi
uświadomić bezsens mojego istnienia bez Boga, miałem wrażenie, jakby
jechał przez jakieś nieistniejące miasto z innego zupelnie snu.
I to słońce, które miało konsystencję waty i czepiało się drzew. Ale
Jarek* mężnie prychał przez miasto, Gruby się wkurwiał na kierowców, a
Aga malowała oczy w lusterku. A ja patrzyłem się, dziwiłem się, jakbym
śnił sen o inny mieście.
Niebawem kolejna wyprawa. Tym razem w celach czysto konsumpcyjnych.
I choćby mi pokazywali tysiące filmów o okrucieństwie wobez zwierząt, o
fermach kurzych i wspieraniu terrorystów będę lubił KFC. Niby zwykły
kurczak, ale smakuje jak nektar i ambrozja. Jak widzę, to się zmieniam w
forfitera. Taka ze mnie, kurwa, franca!
*Jarek to toyota yaris Grubego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz