Naukowcy (gdzie ja to widziałem? Pewnie na jakiejś stronie niepotwierdzonych informacji typu
kwejk czy coś podobnego) obliczyli, że każden jeden człek w tej chwili znajduje
się nie dalej jak metr od jakiegoś gatunku pająka. Skąd oni biorą te
informacje?
W każdym razie nie dalej jak cztery dni temu byłem metr od
wampira i czterech czerwi. Nosferatu, klasyczny horror (choć czy dziś jeszcze
warto go tak szufladkować? Film, genialny film po prostu!) z oprawą muzyczną na
żywo zespołu Czerwie. I tu nie ma nic więcej do gadania, to trzeba było
zobaczyć. Piekna rzezcz!
Poza tym miało szumieć i nie szumi. Cisza jest. Przeczytałem
Kompleks Potrnoya i ogólnie mam wyjebane na co lepszą część owoców
żywota naszego, amen.
I tylko tyle ostatnimi czasy, gdyż mój umysł osiadł na
mieliźnie i staram się go obudzić wysiłkiem fizycznym, ćwiczeniami i takimi
różnymi działaniami siłowymi na wiosnę. On by chciał, ale ciało nie mogło, więc
przeszedł w tryb stand by. Więc budzę poczwarę do życia po zimie. Biegać,
skakać, latać, pływać!
Jest to takie, nie inne, bo mam wrażenie (nieodparte) że w
moich wnętrznościach zagnieździł się wąż. Kąsa; dziwny nerw. Prześlizguje się. Jego
też staram się wygonić. Niepotrzebna bestia!
Cóż...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz