Dzieci. Ostatnio wszędzie widuję dzieci. I nie jest to
bynajmniej efekt jakiegoś majaczenia czy zmęczenia. Po prostu naród postanowił
rozmnożyć się na potęge. I nigdzie nie można przed tym uciec. Choćby się
chciało. A kiedyś zapewne przyjdzie i moja kolej pozostawić potomka. Niech świat
wie, że tak łatwo się Blanków ze swego padołu nie pozbędzie.
Dzieci. Przechodzę obok placu zabaw w niedzielne
popołudnie. Pusty. Tylko trójka raczej już starszej młodzieży spożywa napoje
alkoholowe zwane potocznie piwami na bujaczkach. Przez moment ogarnia mnie
zwątpienie, że dzieci nie bawią się już, że w domach siedzą. Nie, zwodnicza
niedziela!
Dzieci. Niczym ławica zwinnych ryb biegną kolorową grupą,
śmieją się, bawią. Na dworze. Z wysokości czwartego piętra widać dokładnie, jak
włażą na drzewa i z nich spadają, jak kopią piłę w miejscach zabronionych. Czyli
nie zapomniały jak się bawić. Nadzieją napawają chodniki pomazane kolorową
kredą. Ślady piłki na ścianach bloków. Śmiech i wrzaski wieczorną porą z placu
zabaw. Nawet poziom przekleństw jest znośny i przypomina ten, który panował
podczas moich młodzieńczych lat.
Zresztą, dorwałem się ostatnio do bujaczki. Cudne uczucie.
Nie przestawajmy się bawić! Był taki świat, w którym ulice miały wielkości
kosmiczne a mapa Chin dziwnie pasowała do układu alejek w parku. Tak było!
Dzieci. Jedno obecnie mam tylko zastrzeżenie. Jedno mi
się tylko tak do końca nie podoba. Latające pieluchy, gaworzące maluchy w
miejscu, które raczej kojarzy się z czymś zgoła innym. Ale skoro naród mnoży
się na potęgę, to może tak być musi. Nie jestem w stanie czasami rozpoznać czyje
dziecko w którym akurat wózku leży. Kaszki i mamy ekscytujące się laktacją i
innymi wydzielinami. Może jestem nieczuły, ale nie chciałbym słuchać tego w
knajpie. Mam jednak nadzieję, że w niedalekiej przyszłości nie zostanę
obsadzony na stanowisku przedszkolanki.
Dzieci. Póki co wszystko trzyma się w znośnych granicach. Zresztą,
jak się czowiek napije, to przypomina takie duże dziecko: gaworzy, ma problemy
z chodzeniem i utrzymaniem główki prosto, czasami robi pod siebie. Więc i mnie
się zdaża być wielkim dzieckiem. Więc już koniec marudzenia na temat dzieci. Niech
bawią się, rozwalają sobie głowy, niech maltretują żaby, niech ganiają z piłą. Patrząc
na dzieciarnię z balkonu widzę biegającą wesoło moją emeryturę. Niech rośnie w
siłę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz