Jesień. Dzieci zbierają liście na wf. Ja znalazłem tylko liścia pół.
Kasztanowe ludki i sprzątanie świata czyli zabijanie jeży przez
zabieranie im naturalnego materiału do zimowania. Jesień. Czas
narzekania. Czas zakopania się w liściach.
Rusza sezon studencki, w związku z tym liczę, że się ruszy, bo posucha straszliwa.
Rusza sezon artystyczny (szumna nazwa jak na Toruń) i już jutro (30
września) jest slam poetycki w Dworze Artusa, z okazji Czesława Miłosza.
Wiadomo, Czesław jest Czesław, więc wypić zawsze można, ale w slamie
nie wezmę udziału, bo z tego co wiem trzeba zaimprowizować coś na temat
Czesławowy, a ja za Czesławem nie przepadam, ale piwa za jego pamięć się
napiję.
Relacja niebawem. Zapewne znów będzie lakoniczna, bo gdzie mnie do
krytyki się brać. Choć ostatnio kluje się pewien projekt na boku,
projekt blogowy. Zastanawiam się, czy wykorzystać ten czy może ruszyć
oddzielnie. W sumie wypadało by oddzielnie. Jeśli jeszcze ktokolwiek
śledzi te bazgroły, może być lekko zdezorientowany tym, że nagle pojawią
się tu recenzje muzyczne, choć z drugiej strony... Co mi w duszy gra
ujście znaleźć musi!
I jest prawdą, że nadmiar optymizmu nie jest dobry dla szeroko pojętej
twórczości. Z kolegą Grzesławem snuje nam się po głowach pewna groteska,
którą pisać należy zacząć jak najszybciej. Czyli jak nas znam zaczniemy
w grudniu. Przyszłego roku.
Jesień, czas kasztanowych ludków i budowania karminków dla ptaków.
Jesień to także czas zrzucenia skóry, wytworzenia nowej na zimę.
Zrzucam wylinkę, choć wyleniały nie będę.
Idą zmiany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz