Gdy piszę, nie potrzebuję
przekleństw. Gdy mówię, a zwłaszcza gdy mówię szybko, klnę jak pojebany.
Nie wiem, skąd to się bierze, ale zastanawia mnie czasem. Nie byłby to
jakiś problem gdybym tylko rozmawiał z ludźmi w knajpie. Przeklinanie
nadal jest modne i sztubackie. zwłaszcza podczas oglądania sportu. No i
ja też, nawet jak rozmawiam z ludźmi innymi niż klienci, klnę odruchowo,
klnę prostacko, bo tylko nieszczęsne "kurwa" ciągle dobywa się z
gardła. Przeklinam nawet w myślach, we śnie, przeklinam, gdy wyobrażam
sobie teoretyczną rozmowę z kimkolwiek. Przeklinam przy rodzicach. Choć
wiedzą, żem dorosły jest i język mi nie uschnie, jakoś nie wypada
kurwować przy mamie. Tak myślę.
Zresztą, przeklinanie ma długoletnią tradycję i znane jest z tego, że
jako obraźliwe wyrazy adaptuje starodawne nazwy części ubioru czy
knurów, czy też po prostu zacnych żon. Ciekawe, czy w innych krajach
jest podobnie.
I kim, do jasnej ciasnej, jest bawidamek? Ktoś, kto zabawia kobiety, czy
nimi się zabawia, a może z nimi się zabawia? Wczoraj usłyszałem to
słowo i nie potrafię go umiejscowić.
Ps: wieczór
poetycki, czy też slam odbył się, albo i się nie odbył bez mojej
obecności. A to dlatego, że w tym samym czasie piętro wyżej grała
orkiestra symfoniczna, a na rynku rozgrzewała się już Ewa Farna, więc
wieczorek miał obsuwę półtorej godziny. Zwyczajnie nie chciało mi się
czekać tyle czasu gapiąc się w pustą scenę, więc poszedłem się upić.
Wyszło znakomicie.
To jedna z niewielu rzeczy, które zawsze się udają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz