Ogólnie uważam, że nabywanie drogą kupna za małych worków na śmieci
mija się z celem. Za każdym razem, jak walczę z wyjęciem takiego worka, czuję
się jak poszukiwacz zaginionego końca taśmy klejącej, grzebiąc paznokciem tam,
gdzie nikt grzebać nie lubi. Taśma bez końca jest wszak bezużyteczna
społecznie.
Ostatnio mam niejasne wrażenie, że mieszkam w kraju, który jest
nieustannie czymś zagrożony. Naprawdę ulżyło mi, gdy dowiedziałem się, że
istnieje komisja ds. przeciwdziałania ateizacji w Polsce. Czuję się znacznie bezpieczniej
wieczorami wiedząc, że grupa dzielnych posłów czuwa nad moim bezpieczeństwem
duchowym.
Gdyby jednak przyjrzeć się pewnym sformułowaniom bliżej, okazuje się,
jak ważna jest znajomość znaczeń. Bo przecież powiedzenie, że ksiądz siedzący
czterdzieści lat na parafii i pożerający olbrzymie góry pieniędzy jest bardziej
użyteczny niż lekarz, który mieszka ze strażakiem jest, moim skromnym zdaniem,
początkiem fajowskiej choroby umysłowej. Takie choroby mogą prowadzić do
wznoszenia dość pokaźnych kopczyków chrustu na rynkach miast i polewania ich
benzyną z obywatelem myślącym inaczej na szczycie w formie wisienki na torcie.
Pomyślcie, jak chybiony jest ten argument bezużyteczności, gdy pomyśli
się o tych wszystkich zakonnicach i ich wyschniętych łonach, które nigdy nie
wydadzą dziecka na świat? Pomyślcie o księżach, którzy marnują swój jakże cenny
i oświecony materiał genetyczny podczas nocnych polucji albo przekazują go
kobietom wątpliwej sławy, oczywiście – nielegalnie i niemoralnie. Ale człowiek
jest przecież człowiekiem i powinien zrozumieć, że tu nie chodzi o moralność
czy dzieci. Gdy w grę wchodzą pieniądze, różne głupoty się gada, a przecież jak
się człowiek nażre hostii to od razu staje się wizjonerem bożym i różne głupoty
przychodzą mu do głowy. Też tak kiedyś miałem.
Proszę mi jednak wybaczyć te ostre słowa, bo tak naprawdę bardziej
przejmuję się za małym workiem na śmieci, z którego wszystko mi leci jak staram
się go wyjąć. Nie obchodzi mnie pogląd tej pani, póki nie stanie się doktryną
narodową. Mnie to się nawet podobało, bo był to koncertowy strzał nie tyle we
własne kolano, co we własną głowę, która rozprysła się efektownie i ujawniła
dymiącą pustkę, może z lekką, purpurową poświatą w tle. Martwi mnie to, że jak
mnie napadnie ten za mały worek, jak ja się nim zacznę dusić czy coś, to Aga
nie będzie mogła podjąć żadnej decyzji i umrę tak, z workiem na śmieci na
głowie, choć nie jestem gwiazdą rocka z
Australii. Nie chcę już być konkubentem. Konkubenci piją i mordują konkubiny, a
kohabitant brzmi jak nazwa stworzeń z rzędu głowonogów.
Czy to jednak jest ważne? Czy to jest istotne? Zanim zacznie się
walkę, trzeba się zastanowić, czy warto jest zaczynać. Ja wiem, że są rzeczy
ważniejsze niż dokarmianie bezdomnych zwierząt w schroniskach i pomaganie
dzieciom z biednych rodzin. Ja to dokładnie rozumiem. Jedną z rzeczy
ważniejszych jest uniemożliwienie, aby jeden gej drugiemu nie mógł odebrać
listu poleconego na poczcie. I żeby, brońcie wszyscy święci, nie mógł go
odwiedzić w szpitalu. Czysta patologia. Brzydzę się wami, panie osłanki i
panowie osłowie. Właśnie udowodniliście, że jesteście społecznie bezużyteczni. Teraz
czeka was zemsta konkubentów i konkubin.
Na koniec zadam retoryczne pytanie, czy jak się mieszka tylko z kotem,
to też się jest bezużytecznym społecznie? Ale pytanie to zawieszam w próżni.
Tymczasem na mój mały śmietniczek założyłem worek stanowczo za duży. Teraz
nic się z niego nie wysypie. A jak się wkurzę, to śmiało wyręczę swój własny
rząd i sam się w niego zapakuję i wywiozę na śmietnik. Co się będą męczyć. Mają
przecież tryle ważnych rzeczy na głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz