środa, 7 sierpnia 2013

Wszystko kończy się na pornografii

Dziewczyna w parku pokazała cipkę. Może nawet nie chciała jej pokazać, pewnie nie taki miała zamiar, ale stało się: cipka wyszła na wierzch. I co? Liczne matki z dziećmi ignorowały pokaz bo przecież taką samą cipkę mają, a poza tym cipka wychynęła na wierzch przypadkowo, nie żeby gorszyć, więc i zwrócić uwagę, że cipka wystaje trochę jednak głupio. Mężczyźni udawali, że nie widzą. Bo na co tu patrzeć? Cipka jak cipka, taką samą widują w filmach i w gazetach. Teraz to nie zgorszenie pokazać cipkę, bo wszyscy z cipki wzięci. A dziewczę usiadło i uśmiechnęło się, potem uśmiechnęło się otworem do uśmiechania bardziej przeznaczonym. Ot, wielkie i co! Sukienusia się jej podwinęła, nogę na ławkę wsparła i zapomniała, biedula, że majciochów nie ma. No i wyszła cipka z worka.
Nawet nikt się nie zgorszył, nikt nic nie powiedział, nikt nie chrząknął porozumiewawczo. Chrząkać na cipkę w miejscu publicznym jakoś nie wypada. Sytuację uratowało dwóch nastolatków, którzy zbyt głośno wyrażali entuzjazm z przypadkowo zobaczonej cipki. Dziewczyna się spostrzegła, cipkę schowała i wszyscy się rozeszli. A teraz będzie o muzyce.

Lizard. Zespół, którym mnie kolega Mati straszył kiedyś, że jak ktoś jest niegrzeczny, to po śmierci trafi do miejsca, w którym leci non stop W Galerii Czasu. W liceum koledzy starsi w dziele progresywnym też mnie przed tym tworem przestrzegali. I gdy w końcu sięgnąłem po ową płytę, poznałem prawdę. Tak, jeśli gdzieś jest piekło, leci tam Lizard. Zapomniałem o tym tworze na wiele lat. Zresztą, ja w ogóle uważam, że prog w Polsce skończył się na Skaldach i SBB i zazwyczaj omijałem szerokim jak Trasa Łazienkowska łukiem wszystko, co opatrzone było etykietą polski prog albo, nie daj Eris, polski neo - prog. Pozytywnych zaskoczeń miałem mało. Więcej było negatywnych. Gdzieś w okolicach zeszłego tygodnia w końcu trafiłem na ich ostatnie dzieło (a nawet nie wiedziałem, że w międzyczasie coś jeszcze nagrali). Zaciekawiło mnie, że inspirowane Mistrzem i Małgorzatą, co akurat było wyborem dość karkołomnym. Posłuchałem i... Nadal uważam, że to karkołomny wybór i ciężko powiedzieć czy Bydliński i spółka wyszli obronną ręką.Uraz do śpiewania w rodzimym języku mam od czasów pierwszej kasety Hey i tylko Janerka był w stanie mnie przekonać, że to jednak fajnie brzmi. Głos pana Bydlińskiego jest zachowawczy jak jasna cholera, stonowany i nie ma w nim żadnej emocji. Słowa są proste, trochę naiwne, ale pasują, brzmią naturalnie. Muzyka przeciętna, choć raczej na plus tej przeciętności, bo nie razi, nie przeszkadza, a bardzo przyjemnie się jej słucha w tramwaju. To w ogóle jest płyta, z którą najlepiej na słuchawkach. Nie, żeby się ktoś wstydził... ale jest troszku... hmm... intymna? Złe słowo. Jest spokojna raczej, słuchając jej na głośnikach gdzieś mi resztki jej energii umykają. Na słuchawkach wszystko trafia tam, gdzie powinno. Zresztą, z innego powodu poświęcam im tak wiele miejsca. W końcu usłyszałem zespół znad Wisły, który nie dotyka się w miejsca niesforne słuchając Wilsona i który nie goni w piętkę za Petruccim i jego kolegami. Dlatego uważam, że jest wart uwagi. Płyta jest przaśna, ale w tej przaśności naturalna. Taka nasza. Taka polska.

Lizard. Magazyn, który zszedł na psy. Dużo tych zwierzątek dziś. Kiedyś pisali o progresywie, a dziś, pomimo miliarda nieznanych zespołów z gatunku, rozpisują się o Deep Purple, zespole, który kiedyś rozmawiał z gościem, który ma wujka, którego znajomy z pracy ma płytę progresywną. Litości! Jak chcę poczytać o Deep Purple to sobie kupię Teraz Rock albo Bravo.

Nadal nie mogę słuchać nowego Black Sabbath. Męczy i mierzi mnie ta płyta. Wróciłem do klasycznego okresu myśląc, że jestem uprzedzony, i... też nie mogę tego słuchać. Słuchałem starej Metaliki i... też nie mogę tego słuchać. Ależ to się zestarzało przeokrutnie! Tak to się już nawet w Ciechocinku na dansingach nie gra. Słucham za to Hatfield & The North. To wariactwo idealnie pasuje do upałów. Caravan napisał swego czasu piosenkę o robieniu loda. To tak gwoli przypomnienia, że prog to nie tylko każdego dnia więcej ran w twojej głowie. Wszystko kończy się na seksie, lodach i cipkach.


Szalone lato w mieście!