sobota, 27 października 2012

Argentyna śniegiem spłynęła

Wkurzają mnie reklamy charytatywne. Wkurza mnie pokazywanie tych biednych dzieci w porze, gdy ja oglądam program kulinarny albo Indianę Jonesa. Wkurza mnie nie dlatego, że narusza to moje poczucie estetyki, ale dlatego, że czyni ze mnie człowieka "w pigułce" czyli takiego, który w ciągu kwadransa musi się przestawić psychicznie z widoku ginących Niemców na widok dzieci potrzebujących pomocy. Nie gar mi to razem, nie pasuje. Dlaczego takich reklam nie puszcza się przed wiadomościami, gdzie chociaż z założenia porusza się tematy ważkie? Przecież los tych dzieci jest ważki, więc dlaczego, na Teutatesa i Belenosa, chce się mnie zainteresować mnie ich losem w przerwie między jednym martwym nazistą a drugim?
Jakby tego było mało atakuje mnie Irek Bielenik i jego cudowny płyn do mycia naczyń. To mnie natchnęło na taką myśl: Irek Bielenik, Agata Młynarska i Zygmunt Hajzer to ludzie, których nikt nie lubi. A w każdym razie ja nie spotkałem nikogo, kto by powiedział, że Młynarska jest, dajmy na to, wporzo, a Hajzer cool. Bielenik natomiast nie nadawał się nawet do prowadzenia strongmenów, którzy z kolei nie nadawali się nawet do tego, by ktokolwiek ich gdziekolwiek prowadził, bo ileż można patrzeć jak koleś wielkości kiosku ruchu przerzuca z miejsca na miejsce opony od traktorów?
Ale to znikło i straszy ludzi w snach, pomiędzy powrotem disco relax a groźbą inwazji pomidorów zabójców.
A wszystko to dziś wzięło się z niezdecydowania, bo Warszawę napadł śnieg, podstępnie, wcześnie rano. Wstałem o ósmej i było czysto, godzinę później było już biało. Dobrze, że dziś idziemy z Agą na dobrą wódkę, bo nie zniósłbym dłużej tego niezdecydowania. Chodzę po mieszkaniu, pogonię kota, zrobię kanapkę, zaparzę herbaty, pogapię się w okno, pośpiewam Kasabian.Włączam telewizor i po kwadransie go wyłączam. Potem znów go włączam, ale bez dźwięku. Słuchać się nie chce i patrzeć się nie chce.
Nic się więcej nie chce. Patrzę na flaszkę, co stoi na stole. Komora losująca jest pusta, ale niebawem nastąpi zwolnienie blokady.


Przepraszam, czy dziś można zniszczyć świat? 

piątek, 19 października 2012

angherr shisspa

Dzień dobry, dzwonię do Pana w bardzo nietypowej sprawie. Otóż chcę Panu wyjeść cukier z herbaty i landrynki z kredensu oraz zbałamucić córkę. Pragnę sprawić, że krowy przestaną się nieść a kury doić.
Rozmowy nagrywam, bo jestem kryptoagentem tefałenu.
Do tego jestem chamem ze stolicy i wysysam krew przez telefon oraz wypijam domestos. Liczne były przypadki znikania cebuli z lodówek oraz papieru toaletowego z łazienek. Sporadycznie zdarza się nadgryziona kostka toaletowa, ale to naprawdę nie w moim guście, no chyba, że jest o zapachu leśnym. Wybieram także drobne ze świnek biednych dzieci z małych miejscowości na Śląsku i w oczywisty sposób popieramy rządy Tuska.
Kradnę też prąd, czas i wolfram z żarówek. Zawiązuję też sznurowadła butów. Na supeł, jak ostatni drań. Niewyjaśnione zjawiska przegryzionych nóg w krzesłach także się zdarzają.
Zniknięte parówki to przy tym małe miki. Naprawdę.
Już mi brakuje pomysłów jak zajść prostym ludziom za skórę.


środa, 17 października 2012

Pocztówka ze stolicy

Jestem telemarketerem w warszawskiej firmie, która sprzedaje plastry na komary i maść na porost włosów. I nie jestem w tym gołosłowny:

- Tak pada, że woda z butów wsiąkła mi do duszy.
- Ktoś tu czytał Cortazara.
- Nie, mój chłopak miał taki opis na fejsbuku.

Jestem telemarketerem, w związku z tym nie mam czasu na nic, bo przez cały dzień dzwonię po ludziach i przeszkadzam im w czynnościach. Nie mam czasu nie mieć czasu a książki czytam w autobusach, ale ani jednego słowa skargi nie usłyszycie. Ludzie, do których dzwonię, też nie mają czasu. Jest mi dobrze. Jest mi błogo. Nie mam swojej knajpy, nikt mnie nie poznaje na ulicy, mogę się anonimowo upić na mieście, a do empiku chodzę w kapciach bo jest pod blokiem. Wszyscy mówią, że mam szczęście i w końcu zaczynam w to wierzyć.

- Proszę pana, ja jestem w kąpieli! Pan mi przerywa czynności bez upoważnienia!

Ale to nie tylko to, bo jest tu multum innych rzeczy, które są lepsze albo gorsze. Nie mnie to oceniać teraz. Stan zauroczenia trwa i pytanie w Mecie, Secie, Galarecie czy jest tu piwnica jest jak najbardziej na miejscu. Nie ma piwnicy, jest lokal wielkości Desperado, może nawet mniejszy. I piwo po dziewięć złotych, a wódka po cztery jest. Zresztą, ja po mieście nie chodzę bo nie wiem, gdzie iść:

- Wyobraź sobie, że byłam na imprezie z nim, i on zamówił królewskie!
- Może lubi królewskie?
- No tak, ale on ma tyle pieniędzy, że mógłby lubić coś droższego!

Ale w zasadzie to nie wszystko. Obserwowałem wczoraj tych wszystkich wkurzonych i zmokniętych ludzi jak wracali z odwołanego meczu i cieszyłem się, że mnie to koło nosa lata i nie muszę się wkurzać ani moknąć.
I to nie jest tak, że nic się nie dzieje. Dzieje się dużo, ale nie ma czasu aby to zebrać, bo jak tylko ogarnę jakiś pomysł, coś nowego się dzieje i zapominam o tym, co miałem wcześniej i tak to leci właśnie. To ma już swój rytm, stabilizuje się. Jeszcze nie jestem na etapie pomstowania na korki i przyjezdnych, ale powoli zaczyna miasto to być nieco bliższe, jakieś takie oswojone, że niemal da się pogłaskać i jest szansa, że może zje coś z ręki. Ale ogólnie to nie, raczej nie będzie z tego drugiej ojczyzny, raczej dłuższy przystanek w drodze do innych miejsc.

Na koniec cytat: Zahamowania nie rosną na drzewach - wymagają cierpliwości, skupienia, oddanych i pełnych poświęceń rodziców, no i posłusznego, pracowitego dziecka, a już po kilku latach wyrośnie z niego wiecznie spięty, zablokowany człowiek.

Cytat ten nie ma najmniejszego związku z moją obecną sytuacją, ale uważam, że kiedyś miał. Tylko późno na niego trafiłem, choć pewnie nic by nie zmienił wtedy, bo takie rzeczy widać po latach.
I to już wszystko na dziś.

środa, 3 października 2012

Klassische Musik ist gut, weil es gut ist

Muzyka klasyczna jest dobra do usypiania dzieci.
Muzyka klasyczna NIE JEST heavy metalem (czyt.: hewi metalem).
Muzyka klasyczna JEST muzyką relaksacyjną. Nawet Marsz Pogrzebowy Chopina (czyt.: Szopena).
Muzyka klasyczna zwiększa inteligencję słuchających jej dzieci.
Przyzna Pan/Pani, że warto od czasu do czasu posłuchać dobrej muzyki?

Muzyka klasyczna nie istnieje. Nasi kochani spece od marketingu zrównali muzykę klasyczną (z uporem maniaka powtarzany frazes klasyczności; muzyka poważna; muzyka stulatków we frakach i muchach; muzyka kościelna; muzyka religijna) z pierdzeniem New Age na piszczałkach i szumem leśnego strumienia płynącego przez żyzne ziemie Podkarpacia, gdzie ptak trele wznosi i daniel rączym kopytem runo trąca.

Muzyka klasyczna (znów ten frazes! Nie sposób się od niego uwolnić!) jest przeznaczona przede wszystkim dla inteligentów, ludzi wykształconych, mądrych ale niekoniecznie ładnych. Ładni ludzie słuchają innej muzyki, nie tego muzeum, ale można tym dzieci usypiać i psy uspokajać. Takie New Age na skrzypcach, proszę Pana/Pani. No, czasami są instrumenty klawiszowe, ale niekoniecznie.

Większość ludzi nie cierpi muzyki klasycznej, nawet, jeśli chełpi się, że jej słucha.
Większość ludzi na muzyce się nie zna. Nie na muzyce w ogólność, bo nie sposób się na niej znać, ale na jakiejś muzyce, na jakimś gatunku, nie wiem, choćby to było disco polo - jeśli jest to twoją pasją to chwała ci za to, ale nie rozmawiaj o tym ze mną.
O muzyce klasycznej można rozmawiać bezpiecznie używając powszechnie występujących przymiotników. Wszak wszyscy wiedzą, że Mozart (czyt.: Mocart) jest cudowny, wspaniały, lekki, a Bach (czyt.: Bach) podniosły, dumny, melancholijny. Można tak mówić nie słysząc nigdy na uszy żadnego dzieła żadnego z kompozytorów. Ale koniecznie trzeba wiedzieć, że muzyka klasyczna (tak! tak!) jest relaksacyjna i podnosi inteligencję jak poseł Macierewicz ciśnienie.

Muzykę klasyczną na półce posiadać trzeba. Podobnie jak literaturę klasyczną (czy, a raczej dlaczego, literatura klasyczna nie jest nazywana poważną? Czyżby była niepoważną?). Czym jest dom bez dzieł zebranych Sienkiewicza tudzież Prusa (pomijając fakt, że Prus pisarzem jest znakomitym)? Ano pewnie tym samym czym jest dom bez The Very Best of Chopin (czyt.: Szopen). Bo przecież (parafrazując pewien zupełnie znany kabaret) Polak musi założyć partię polityczną, pić wódkę, głaskać wierzby i słuchać Chopina (czyt.: Szopena).

Muzyka klasyczna jest niczym drogie perfumy dla ludzi o nieustalonym statusie społecznym, którzy muzyki słuchają głównie z MTV (czyt.: emtiwi) przez kino domowe, które z dobrego basu zrobi pierdzenie słonia na puszczy, a soprany potraktuje równie sprawiedliwie jak kot arię Aidy.

Oczywiście, stawia to w bardzo złym świetle wszystkich tych, którzy oddychają tą cudną muzyką, której nikt nie lubi ale nikt się do tego nie przyznaje. Ja się nie boję powiedzieć - muzyka klasyczna (poważna, etc. etc.) do mnie nie trafia. Nie rozumiem jej. Nie słucham jej. Kiedyś próbowałem, bo myślałem, że tak wypada. Została mi niezgłębiona miłość do Carmen (w swej ignorancji wrzucam ją do tego wygodnego worka pod tytułem muzyka klasyczna) która jest jednym z nielicznych przykładów (jedynym?) "wyższego" wymiaru muzyki którego doświadczyłem zupełnie na żywo w operze w Bydgoszczy. Byłem zdruzgotany i porażony pięknem tejże opery, ale to jeden tylko przykład i obawiam się, że innych nie będzie. Wołanie na puszczy.

Teraz sprzedaję Mozarta (czyt.: Mocarta) przez telefon obok encyklopedii i serii filmów dokumentalnych czytanych przez Czubównę. Zupełnie tak samo jak sprzedaje się pralki czy majtki wyszczuplające. Sprzedaję tego biednego Mozarta (czyt.: Mocarta), który stał się mimowolnym symbolem całej muzyki klasycznej (to już niepoważne, doprawdy...) jak jakieś marzenie o czymś lepszym, niedostępnym, przy czym ludzie będą spokojni a kury zaczną się lepiej nieść. Przy czym dzieci, nasze małe szkraby, będą inteligentne jak doktor Lubicz.

Sprzedaję marzenia o lepszym świecie, o lepszym jutrze. I gdy kolejna gospodyni pomiędzy kompotem a wywiadówką niesfornego dziecka zakupi zestaw dzieł muzyki klasycznej, mam przed oczami scenę, w której Aleks słucha  Ludwiga van Beethovena (czyt.: Ludwika wan Betowena) ruszając nocą do Korova Milky Bar...

Bo przecież muzyka łagodzi obyczaje, zgodzi się Pani/Pan ze mną, prawda?