poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Którędy Kanada?

Kiedy byłem małym chłopcem, sądziłem, że Kanada jest mocarstwem na skalę światową. Tak duże państwo nie mogło mocarstwem nie być. Mieli przecież mnóstwo bogactw naturalnych (pamiętam te kolorowe ikonki sztabek złota z atlasów!) i mnóstwo terenu. Gdy grałem w państwa - miasta wybierałem Kanadę, gdy reszta kłóciła się o to, kto ma być USA albo ZSRR. Gdybym wtedy wiedział, że to chyba najspokojniejszy kraj na świcie, o którego armii nie wiem nic, albo prawie nic. Wiedziałem, że mają blisko do Alaski i że kręcono tam Archiwum X. Tyle wiedziałem o Kanadzie, ale dla mnie kraj był potęgą. Kraj źle uczesanych ludzi i Bryana Adamsa.

Obudził mnie dwa dni temu głośny świergot ptaków. Przez otwarte okno wpadał blady strumień światła i chłodne powietrze poranka. Przej jakiś czas leżałem, mając zamknięte oczy, i słuchałem ptaków. Prawie jak sen. Ale to nie był sen. Ptaki śpiewały naprawdę. Podniosłem głowę i wyjrzałem przez okno. Śnieg, mnóstwo śniegu, nadmiar śniegu, śniegowe ADHD. Śnieg był wszędzie: leżał na żywopłotach, na drodze, na drzewach, na garaży, na domu sąsiada, na gołębiach sąsiada, nawet na rzece. Położyłem się zrezygnowany, nadal słuchając ptaków i marząc, że jest słońce, że śniegu nie ma już.

Podejrzewałem od zawsze, że stworzenia świata w sześć dni to wierutna bzdura, ale podejrzewam, że jego unicestwienie w sześć dni to całkiem realne zagrożenie. Może przyjdzie nam to zobaczyć, jak to mówią, na swoich oczach.

A teraz jest już wiosna, co oznacza, że gdy wychodzę z pracy jest jeszcze widno. Cieszy, ale krótko. Jest plus dziesięć i zwały śniegu na ulicach. Świat oszalał, mam ochotę na niego kląć i jednocześnie cieszyć się ze wszystkiego. Z okna widzę Wisłę, jak wzbiera niebezpiecznie. Z okna widzę też samochody i tramwaje, oraz ludzi, którzy jeszcze z rozpędu ubierają się zimowo, ale już ze zdumieniem patrzą w niebo, jakby nie wierzyli, że już można się nieco lżej ubrać.

Pod pałacem prezydenckim staruszka drugiej staruszce peroruje o zagładzie Polski pod Smoleńskiem. Jednocześnie tłumaczy, że Kim Dzong Un to apokaliptyczna bestia, która zniszczy świat. Stoję, niby wyglądając Bronka, a tak naprawdę słucham:
- Ten skośny to pachołek rosyjski. Oni razem z Tuskiem chcą zniszczyć katolików - tłumaczy starowinka i patrzy na pałac jak na siedlisko zła i rozpusty.

Będąc niemal przez tydzień w domu obejrzałem kilka filmów i powiem Wam jedno: Skyfall to najlepszy Bond w historii. Szczęka opadła mi już na samym początki i nie chciała wrócić do pozycji wyjściowej, póki nie zmusiłem jej do tego oglądając 28 dni później. Dobrze się ta wiosna zaczyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz