czwartek, 25 listopada 2010

Złota era baloniarstwa

Ostatni papieros przed snem popity grzanym słowackim winem. Zakopanie się w kołdrę, owinięcie ciepłem.

Godzinę wcześniej przedzieraliśmy się przez uśpiony nocą las, opowiadaliśmy makabryczne historie, głupie żarty i historie z życia Philipa K. Dicka. Zacinał ostry śnieg, pierwszy w tym roku. Ścieżka zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Tym bardziej w nocy, pośród kształtów, które zawsze przybierają nie te formy, które są porządane.
- Kiedyś tu widziałam wilka!
- Wilka? - światełko ostrzegawcze się zapala. Nie lubię wilków.
- Dużego psa, nie wiem. Wielką bestię podobną do wilka.
- Nie lubię dużych psów...*
- Dzika też widziałam.
Czuję się niczym partyzant. Tylko dlatego, że od bardzo dawna nie miałem okazji być w lesie o taj później porze, wczesną zimą czy też późną jesienią. Niebo odbija ciemnopomarańczowe, brudne światło miasta. Czasem zza rzadkich chmur wyjrzy coraz cieńszy księżyc. Czarne przecinki drzew, przez które się przedzieramy są zimne i wilgotne. Co chwila zapadamy się w miękkiej ściółce. Woda przecieka mi przez buty prosto do duszy...
Nie wiedziałem, że toruńskie lotnisko jest takie duże. Gdzieś w oddali migoczą światła miasta, a przed nami przestrzeń wielka, jaśniejąca od białej farby, jaką pomalowany był betonowy pas. Sprawiała wrażenie mgły. Zamarźnięta trawa trzeszczała po podeszwami.
I teraz, jeśli wasza wyobraźnia jest wystarczająco plastyczna...
Godzina niemal pierwsza w nocy, lotnisko. Dwójka ludzi: jedna trzymająca w każdej wolnej szczelinie dłoni, kurtki i ust oraz między nogami nadmuchane, biale balony. Druga z aparatem na stelażu w pewnym oddaleniu świeci dwiema latarkami na osobnika z balonami i krzyczy:
- Jak krzyknę to puść balony i uciekaj!
Krzyczy. Uwalniam balony. Balony uciekają niesione wiatrem i pękają z trzaskiem na ostrej trawie. Kilka ocalało, więc gonimy je. Ja z latarkami, Aga z aparatem. Ciemno, zimno, zacina śnieg, a dwójka ludzi pędzi przez łąkę za stadem oszalałych balonów...
Do tego to porządne wino jest potrzebne...
* Co do nielubienia dużych psów... Są trzy wyjątki: Yoka (wilczur), Nypel (malamut) i Zgaga (malamut). Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz