poniedziałek, 10 września 2012

Dyskoteka gra oraz trzy słowa pożegnania

Byłem ostatnio w dyskotece. Albo na dyskotece. Albo obok. Jeden bit.
Niewiele się zmieniło. Nadal aktualna pozostaje zasada, że najgorsze imprezy są wtedy, gdy najlepiej bawią się didżeje. A tych w porywach było siedmiu. Puszczali tłusty bit i nawet kolega, który wygrał must be the coś tam i przeszedł dalej nie dał rady na nich wpłynąć. DJ, w siedmiu osobach, bo już inaczej nie mogłem o nim myśleć, miał jedną płytę z bitem, drugą z linią melodyczną. I tak właśnie to szło.
Dziewczyny wywijały na parkiecie, chłopaki podrywali, a dwóch mistrzów brygdensa szalało na scenie.
Jednym słowem: przaśna impreza.
Łups łups, bum bum, stroboskop nawala, jeden bit, drugi bit, cała sala rozpalona. Nie ma nadziei. Jest techno!

A tymczasem, w mieście odległym o 120 kilometrów i jedną przesiadkę w Iławie pewien barman zakończył posługę. Wyszedł przez bramę oszołomiony, z uczuciem jakby zdjęto z niego chomąto. Czuł ulgę, spokój, szczęście. Nie było tam źle, ale zmęczenie materiału przybierało czasami drastyczne formy. A teraz ma mętlik w głowie. Do tego dostał prezent w postaci zdjęcia swego powiększonego do niebotycznych rozmiarów, na którym widać w pełni jaki jest brzydki. Za to zdjęcie jest ładne i za to zdjęcie dziękuje serdecznie, kłaniając się w sposób japoński. Siedem lat posługi minęło. Część z tego wydaje się snem jedynie, pijackim do tego. I tak zapewne było. Część jest pięknym wspomnieniem. Będzie to zbierał teraz. Może kiedyś opisze. Może, bo ogarnięcie tak wielkiego i złożonego okresu czasu wymaga, hmm, czasu?
Teraz stolica, obca planeta, inny świat. Dajcie mu chwilę oddechu, niech odpocznie.

Od siebie dodam, że wszyscy zasłużyliście na dobrą wódkę. Bez wyjątków.
To dziwne uczucie. Barman Blank odchodzi. Koniec z progresywem w Tratwie.
Załóżcie żałobę i myślcie o mnie z sympatią. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz