czwartek, 22 lipca 2010

Gardenie a ewolucja


Ja już tu chyba byłem...
W tej przestrzeni oczywiście.
To, co dawniejsze pozostawiłem za sobą, bo zbyt wiele innych zupełnie emocji się wiązało. Więc pojawiam się od nowa.
Zdziwiło mnie to bardzo...


Wszystko zaczęło się od upału, który spadł na nasze łby jak ohydna, lepka bryła. Przylepiłem się do ściany światła, które wpadało przez okno i starałem myśleć. Wszystko i tak kończyło się strugami potu. Czekalem więc bezmyślnie na cokolwiek i chciałem zabić wszystko wokół. Zresztą, i tak nie miałbym dość sił na przedzieranie się przez chaszcze własnych myśli.
Otumaniony zaglądam do tak zwanej klasyki literatury, ale nie dała zbyt wielkiego pocieszenia, ani tym bardziej inspiracji. Dziwiło mnie to początkowo, bo kiedyś owa klasyka miała dla mnie wielkie znaczenie. Wręcz całe stada znaczeń i inspiracji. Wszystko co chciałem, mogłem tam odnaleźć.
Podchodzę teraz to tego jak do zaginionego świata i ze zdumieniem odkrywam, że te postacie, te potwory, te wszuystkie fantasmagoryczne historie to tylko gumowe zabawki ze sklepu z taniochą. A kiedyś tak mocno wierzyłem w fizyczne istnienie tego świata. Teraz nagle przestał mieć dla mnie znaczenie, nie rozbudzał już tak wyobraźni jak dawniej.
Wiedzialem, że wyrasta się z pewnych rzeczy, ale zdziwiło mnie, że to wyrośniecie było takie nagłe i tak bardzo zaobserwowalne. Utrata tego literackiego dzieciństwa nigdy nie była dla mnie tak fascynująca. Zresztą, nie zdażyło się to raz pierwszy...
Dlatego właśnie dziś narodził się ten nowy projekt blogowy.
Zobaczymy, co z niego powstanie. Jedno jest pewne, nie będzie to kontynuacja wprost, choć pewnych analogii i podobieństw uniknąć się nie da.
Tak więc: dzień dobry Państwu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz