poniedziałek, 26 lipca 2010

Podzwonne dla zamordowanych motyli

Czy posłałbyś swoje dziecko do przedszkola o nazwie "Słoneczko"?
Czy poleciałbyś fińskimi liniami lotniczymi, jeśli wprowadziły by swastykę jako swój znak lotnictwa?
Czy twoim ukochanym psem mogłaby zaopiekować się osoba wydziarana od stóp do głów i cała w kolczykach?


Słowa, znaki i symbole. Tylko tyle i aż tyle. A mnie słoneczko przestało się kojarzyć z czymś miłym i przyjemnym. Tak jak od dzieciństwa kojarzyła mi się swastyka i ludzie w tatuażach. Niezbyt pozytywnie.
Podobno w Tybecie istnieje kultura która traktuje seks jako jedyną rozrywkę.
Podobno w Afryce ojciec może spać z córką, ale największą obrazą jest odezwane się do człowieka, który właśnie zmierza do toalety.
Podobno gdzieś na świecie jest taki kraj, w którym żyje czarnoskóre plemię Polaków.
Ryby to bardzo miłe zwierzęta i wolę je oglądać w naturze niż zabijać.
Podobnie jak motyle. Choć mój ograniczony, ludzki umysł dopuszcza myśl, że taki motyl niewiele czuje przebijany szpilką, czy jak tam się te zwierzaki zabija. A wszystkie mrówki na świecie mają taką samą masę, jak wszyscy ludzie na świecie. Wyobrażacie sobię międzygatunkową wojnę na taką skalę? Mogłoby być dość wesoło.
Przedinkaskie kultury w Peru tworzyły motyle z czystego złota, tak lekkie, że po dmuchnięciu na takiego motylka ten unosił się w powietrze. Tych motylków najbardziej mi żal. Konkwista w swym umiłowaniu piękna przetopiła siedem tysięcy motyli na monety. Żal mi tych motylków. Jakoś smutek mnie ogarnął. Jakże to było inne od tego, co w Europie się działo za tamtych czasów. Jakoś mniej ponure mimo wszystko.
A dziękuję, ze słonecznikiem.
Tego brakowało. Nonsensownej puenty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz