wtorek, 13 grudnia 2011

blank.rar

Po pierwsze, to powinna być jakakolwiek opcja, na podobieństwo programów komputerowych, skompresowania rzeczy do jednej walizki, aby wygodnie je przenieść.
Gromadzą się te rzeczy jak słoje w drzewie. Znalazłem artefakty datowane na wrzesień 2001 roku, a przecież od tamtego czasu przeprowadzałem się dziesiątki razy. Skąd to? Nie wiem. Bilet do kina, myślałby kto... Na "Uciekające kurczaki". No tak.
Ponadto reklamówkę slipek. Pobieżne oględziny wykazały, że wszystkie stanowczo za małe, czyli takie totalne jajognioty. Wywalamy.
Reklamówka skarpet, przeważnie lewych, co pozwala stworzyć teorię, że giną albo niszczą się zazwyczaj skarpety prawe. Do śmieci, zatem!
Witraż z flisakiem. Chwilę zajęło, zanim zaczaiłem skąd taki twór u mnie. Trzy lata temu na urodziny znajomy przyniósł witraż. Niestety, witraż zaszedł czymś, co bardzo przypomina płyn wyciekły z baterii. Niestety, choć fajny - do kubła.
Zestaw sześciu koszul, pierwotnie białych, ale po kilku latach leżenia w folii stały się żółte jak zęby wielbłąda. Powalczyć z nimi? Jeszcze nie wiem, odkładam na bok.
Książek to może nie mam wybitnie dużo, bo wyszła w sumie jedna torba o wadze mniej więcej kega z piwem (dla niezorientowanych: kega 30 litrowego, czyli około 37 kilogramów). Ale i tak wyszło, że książek mam więcej niż par gaci.
Do tego stara wieża z podświetlanymi bajerancko kolumnami, niestety, nieaktywna. Komputer rozebrany na części pierwsze i stary radiomagnetofon marki Sherion. Także w stanie wiecznego spoczynku, z warstwą kurzu godną wykopaliska archeologicznego.
Dwie części szczęki jakiegoś zwierzęcia kopytnego, prawdopodobnie sarny. Proszę nie pytać, skąd, bo odpowiedź jest zasadniczo prosta: z lasu.
Znalazł się także pokaźny zwój folii bąbelkowej oraz baner z reklamą piwa. Czy muszę dodawać, że folia spowolniła pakowanie na kilka chwil?
Kilka sweterków, chyba zapomnianych celowo i pochowanych w najgłębszych zakamarkach szaf, które byłyby obciachowe nawet na paradzie miłości. Prawdopodobnie prezenty świąteczne lub urodzinowe od babć, cioć i matek. Do kosza. Bez litości.
Kilkanaście guzików, karty z gołymi babami oraz kilka płyt z magazynu z gołymi babami marki Playboy. Sądząc po stanie zakurzenia, dawno nieodtwarzane. Oddałbym w dobre ręce (a może w dobrą rękę?) ale niestety, chyba jakiś grzyb się wdał i, podobnie jak koncert Led Zeppelin, idą do kosza. Ocalało DVD Jethro Tull, natomiast Peter Gabriel, niestety, poszedł się... przejść.
Dwie mapy Torunia, oraz pokaźna ilość miedziaków, czyli monet w przedziale grosz - pięć groszy. Zostawiamy.
Z rzeczy nietypowych: metalowy trzymak na szklankę herbaty. Kojarzy się z babcią i biszkoptami, więc zostaje.
Słoik po kawie, dwie tubki kremu do rąk, już po dacie ważności.
Wywalam wszystko, co kojarzy mi się z czymkolwiek dawnym. Za dużo tego. Mam naturę chomika, zbieram wszystko, co się da, ale raz na jakiś czas wywalić wszystko daje niesamowite uczucie ulgi.
Przygrywa mi zacnie do pakowania zespół Cynic, który polecam serdecznie każdemu, kto lubi dobrze przemyślane przyłojenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz