piątek, 16 grudnia 2011

Strange days

Za dawnych czasów, gdy snikersy były towarem w Polsce równie łatwo dostępnym jak głowice termojądrowe, ktoś tam zawsze miał kogoś w dalekich krajach. Nie byłem gorszy. Posiadałem rodzinę w RFN i daleką rodzinę w mitycznym, zepsutym do szpiku kości USA, której nigdy na oczy nie widziałem, ale która od czasu do czasu przysłała paczkę lub zdjęcie polaroidowe. Zdjęcie wywoływało większe emocje u małego szczyla niż zapas szynki na pół roku i dwadzieścia dolarów w paczce rajstop. Zdjęcie przedstawiało kobietę ubraną w jasnobłękitny żakiet. Obok niej stał chłopak, o głowę wyższy od niej, ubrany w togę. Mógł być księdzem, ale toga była granatowa, a na głowie miał śmieszną, kwadratową czapkę z frędzlem łobuzersko opadającym na oko. I wypisana długopisem lakoniczna notka, że Steve ma final coś, co da mu graduate w jakieś collage. Pal sześć Steva i jego collage. Nigdy chłopa nie widziałem, i pewnie nie spotkam. Nie to wywołało u mnie największe zdumienie. Zdjęcie było podpisane, że december coś tam coś tam '86.
- Mamo! Mamo! Co to znaczy ten napis?
- On oznacza, że u nich gwiazdka teraz jest.
- Gwiazdka? - Czyż można wyobrazić sobie zdumienie pięciolatka na widok dwójki postaci na soczyście zielonym trawniku, ubranych jak na majówkę, na tle soczyście zielonych drzew, gdy ktoś, kogo uważasz za największy autorytet we wszechświecie, mówi ci, że właśnie jest gwiazdka? - A gdzie jest śnieg?
- U nich nie ma śniegu na gwiazdkę.
- To niemożliwe!
No właśnie. To niemożliwe. Moje skołatane ciało zaczęło czas jakiś gromadzić tłuszcz na zimę. Zima nie przyszła, a ciało dalej gromadzi tłuszcz na zimę. Jem trzy obiady dziennie, a dalej łażę zły i głodny. I rozregulował mi się termostat wewnętrzny. Jest mi ciągle ciepło, gorąco czasami, słońce grzeje, jest osiem stopni ciepła, wchodzimy w zimę jak pojebani.
Ludzie też pogłupieli. Nie dalej jak kilka dni temu widziałem chojraka popylającego w krótkich spodenkach i lekkiej koszuli. Z drugiej strony starsze panie w futrach i czapach uszankach. Ale jest pocieszenie. W górach zasypało. Widziałem zdjęcia.
Teraz czekam, aż przyjdzie front.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz