sobota, 18 lutego 2012

Weź się, co?

Luty to przedziwny miesiąc. Niby najkrótszy w roku, ale wlecze się jak glista po suchym asfalcie. A i pogoda w tym jakoś wybitnie nie pomaga. Jest plucha, chlapa, świat się roztapia jak kostka lodu na kaloryferze. I wiele, wiele innych skojarzeń, analogii i całego innego gówna, które w miesiącu lutym się dzieje.
Mieliśmy już najbardziej depresyjny dzień w roku, mieliśmy skrzyżowanie wszelkich dzikich energii w jednym dniu. Księżyc kilka razy nie potrafił się właściwie ułożyć i rozwalał system, pyzaty anarchista.
Do tego raz solidnie przesadziłem z alkoholem, zresetowałem system, defragmentowałem dysk twardy i dzień następny cały spędziłem na instalowaniu nowego systemu. No, ale cóż zrobić, gdy kawówka w Kotwicy jest taka tania i taka dobra.
Do tego mamy już dwa koty, a to oznacza dwa grzyby w barszcz, czyli od przybytku głowa nie boli, ale ty to sprawdź.
Ten miesiąc jest dziwny i chciałbym, aby już się skończył. Oczywiście, nie zabraknie akcentów miłych i przyjemnych. W przyszły wtorek jedziemy z Agą w góry, na Halę Miziową, która to nazwa jest bardzo przyjemna i wiele sobie po niej obiecuję. Mam zamiar zrobić tam zdjęcie góry, nagrać głos wielkiej puszczy oraz napić się dobrego grzańca. Mam także wielką nadzieje, że wszelkie bieszczadzkie anioły wezmą sobie wolne na ten czas i wyjadą ze swoimi gitarami i wyciągniętymi swetrami nad morze. Na ten jeden, jedyny tydzień.
Tymczasem kawa i połowa czwartego sezonu "Z archiwum X". Zawsze byłem fanem, ale teraz jestem jeszcze większym.
Trust no one.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz