poniedziałek, 13 lutego 2012

Ziemia, planeta wódzi

W 70% składamy się z wody. Podobnie jak powierzchnia ziemi jest w 70% pokryta oceanami. Przypadek, czy tylko zamierzona doskonałość sił kosmicznych, o których nie wiemy w sumie nic, albo prawie nic. Życie jest gdzie indziej, tu – tylko bezwolna mieszanina atomów, kosmiczna zupa, która bardzo dawno temu wykipiała jakiemuś stukniętemu demiurgowi i teraz stygnie powoli, powoli. Ale nim wystygnie do końca jeszcze tu trochę narozrabiamy. A reszta to opowieść na inne czasy.
Jestem w stanie wyobrazić sobie, że za jakieś 50 lat nadal będą kręcić „Modę na sukces”. Jestem w stanie w sobie wyobrazić, że będą grali ci sami aktorzy, tylko zastąpieni przez roboty, bo raczej lekarstwa na śmierć nie wynajdziemy nigdy. To akurat będzie szczęśliwe zakończenie.
Jestem w stanie sobie wyobrazić jak za jakieś 50 lat ziemia będzie tak zanieczyszczona, że ludzie będą walczyć o śmiecie, jako ostatnie surowce z jakich można pozyskać energię. Rozpęta się wojna koprofagów. I nie będzie w niej wygranych. Ale, miejmy nadzieję, ta opowieść pozostanie nieopowiedziana.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że są ludzie tak ograniczeni, że oglądają tylko filmy z kotami, słuchają muzyki z kotami i noszą ciuchy z kotami. I niech koty będą symbolem wszystkiego, w co ludzie są w stanie się wkręcić tak, że ich światopogląd staje się ciasny jak... ciasny jak... nie wiem, jakiego użyć określenia. Nie wiem, co może być ciaśniejsze od punktu widzenia jednego człowieka. Od takiej małej plamki, w której kryje się tylko jedna obsesja, jedna myśl, jedna możliwość, a tak wiele ograniczeń.
A jeśli wszechświat został stworzony tylko dla nas, tylko ze względu na nasze potrzeby? My jesteśmy jego sensem, ale wtedy cały ten ogrom, którego nigdy nie poznamy, jest pozbawiony sensu. Bo po co? Zakończenia tej opowieści nigdy nie poznamy.
Jest jeszcze, oczywiście, przyziemna opowieść, która nie dotyka wielkich spraw, metafizykę ma w głębokim poważaniu i bardzo często pije alkohol oraz pali trawę. Jest taka opowieść. Od niej jednak nie wymagamy zbyt wiele. Niech sobie płynie spokojnie, gdzieś obok. Niech drepcze niespiesznie. Nie gonię jej, Zawsze, abo prawie zawsze, kończy się tak samo. 70% wody połączone z 40% alkoholu opowiada historie niemożliwe jak biwak na Plutonie. Ale wina w tym wypadku jest zawsze po drugiej stronie. To ci trzeźwi chcą nam zaszkodzić, plują nam w twarz. Nie wiem, czy dobrze mnie rozumiesz? Co jest złego w tym, że sobie od czasu do czasu chlapnę jednego małego? Ona chodzi przez cały czas trzeźwa, dlatego nic jej się nie podoba. Jakby znała życie, choć trochę. Wiedziałaby wtedy, że to nie jest takie proste, jak się wydaje, głosi ta opowieść.
Te, jak i inne przypowieści, składają się na coś, co mogę z całym szczerym cynizmem nazwać ewangelią współczesnego człowieka. Nieco na przekór, bo przecież ewangelia to dobra nowina, a obawiam się, że o takie trudno ostatnimi czasy.
Jesteśmy przecież tylko wodą z dodatkami. Musimy rozpaczliwie uzupełniać niedobory. Również wodą z dodatkami. Taki już nasz pieski los.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz