czwartek, 21 czerwca 2012

Błogosławiony Roy Harper

Ponieważ pogoda jest jaka jest, ponieważ leje a nocami włóczą się burze pod blokiem, nie będzie nic specjalnie wysilającego. Ciśnienie jest niskie, nie chce się nic, więc powiem tylko tyle, że wpadłem w rzecz następującą:


Nadal mam wrażenie, że postać nie dość znana, bo przyćmiona przez tego społecznikowskiego wyjca, Zimmermana, który moim skromnym zdaniem, które nie musi wcale znaczyć wiele, nie dorasta do pięt Harperowi.
Więc tyle tylko. Usiądźcie wygodnie ze szklanką czego tam sobie chcecie, odpalcie muzykę. W końcu dziś jest jej święto. Bez muzyki świat byłby tylko nudnym płaceniem rachunków, jak powiedział wujek Frank, a ja przyznaję mu rację. Jestem bliski płaczu, gdy słucham Harpera. Płaczu ze szczęścia, że zdarzyło się w historii świata, że spotkało się tych dwoje (plus trzeci, co stuka w klawisz, ale on nie ma tu dużo do roboty) i nagrało takie cudo, że wyć się chce. Ta płyta ma taką moc, że 3/4 metalowców brzmi przy niej jak banda wkurwionych przedszkolaków, którzy nie dostali kompotu do obiadu. 
Cóż, tak bywa.
Czapki z głów, oto Roy "Rozwalę Twój Pokój Hotelowy" Harper!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz