niedziela, 26 września 2010

Miasto po drugiej stronie słońca

I zupełnie nagle, jakbys przeniósł się w inny świat. Słońce, mosty, obdrapane budynki, szaro wszędzie. Ludzie jakoś inaczej ubrani. Poczty pozamykane w sobotę w samo południe. Deficyt ładnych dziewczyn. I już wiem. Odpowiedź jest prosta.

Jesteśmy w Bydgoszczy.
Tylko żeby nie było: lubię to miasto. Naprawdę. Swego czasu spędziłem tam naprawdę wspaniałe chwile ze wspaniałymi ludźmi, ale teraz, po latach kilku każdy poszedł swoją drogą, pozakładał rodziny i poznajdywał prace w innych miejscach. Niektore rodziny się już rozpadły, niektóre powiększają, ale mój senstyment do tego miasta trwa niezmiennie. I obiecuję sobie wybrać się tam z aparatem i zrobic kilka zdjęć.
Bo uwielbiam "techniczność" i "mechaniczność" tego miasta. Jest pomieszana jam mało które miasto. Mało gdzie spotkałem tak wielki kontrast pomiędzy brzydotą fabryk i pieknem Wyspy Młyńskiej. Przypomina mi lekko juz przestarzały mechanizm, który jednak ciągle działa. I ma nieodparty urok.
I moc atrakcji. Bo w życiu każdego człowieka nadchodzi taki moment, że trzeba wydać kupę kasy na niezdrowe żarcie i najeść się tak, żeby zabłądzić na piętrowym parkingu w Focusie.
Uniwersytety natomiast są wszędzie takie same. Jakby zasada działania wszelkich dziekanatów była jedna i ta sama, niezależna od miasta.
No i my, toruńskie małomiasteczkowe ludziki, nawet z GPS - em zabładziliśmy w Bydgoszczy... Setki pogmatwanych skrzyżowań, wielkie ronda, autobusy przegubowe. Ja po godzinie snu z dnia poprzedniego, po porannym spotkaniu starszej kobiety, która koniecznie chciała mi uświadomić bezsens mojego istnienia bez Boga, miałem wrażenie, jakby jechał przez jakieś nieistniejące miasto z innego zupelnie snu.
I to słońce, które miało konsystencję waty i czepiało się drzew. Ale Jarek* mężnie prychał przez miasto, Gruby się wkurwiał na kierowców, a Aga malowała oczy w lusterku. A ja patrzyłem się, dziwiłem się, jakbym śnił sen o inny mieście.
Niebawem kolejna wyprawa. Tym razem w celach czysto konsumpcyjnych.
I choćby mi pokazywali tysiące filmów o okrucieństwie wobez zwierząt, o fermach kurzych i wspieraniu terrorystów będę lubił KFC. Niby zwykły kurczak, ale smakuje jak nektar i ambrozja. Jak widzę, to się zmieniam w forfitera. Taka ze mnie, kurwa, franca!
*Jarek to toyota yaris Grubego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz