- Pan nie słucha takiej
muzyki, bo się panu siatkówka oka odklei - mówi do mnie starszy pan, w
okularach jak denka od butelek ubrany w płaszcz pamiętający jeszcze
czasy partyzantki. Przez ramię przewieszony Zenit TTL (się zaczynam znać
normalnie na tym jak żaba na skokach w dal!), który wzbudził moje małe
zainteresowanie.
- Czy pan mówi symbolicznie? - zapytuję się go.
- Tak. Nie, bo wie pan, po pięćdziesiątce siatkówka oka mi się odkleiła i
pan nawet nie wie, jak mnie boli hałas. Od takiej muzyki mi się
odkleiła!
Muszę zaznaczyć, że przez cały czas trwania rozmowy leciał Eloy.
- No jestem w stanie zaryzykować - odparłem. - Gdyż kocham tę muzykę.
- A wie pan, jak ta miłość niejednego już zabiła, panie kochany! U nas w
Szczecinie to już wszystko umarło. Młodzi uciekają, a pan to powienien
kiedyś ślepego tu przyprowadzić, żeby pan zoabaczył, że jak się nie
widzi, to boli hałas.
- Ile panu wrzucić torebek herbaty do tego termosu?
- Kierowniku, szefie! No ze trzy, bo herbata to musi, wie pan, moc mieć!
Jak u nas w Szczecinie, tu takiej herbaty nie mają! A ten termos,
szefie! Szwabski termos! Ale jak trzyma!
Faktycznie, trzeba było uczciwie przyznać, że termos mógłby się
spokojnie nazywać Gruba Berta i siać spustoszenie wśród Alianckiego
lotnictwa. Oczywiście, jeśli by go odpowiednio przerobić.
- Ja już dawno chciałem ze Szczecina uciec, kierowniku, ale gdzie
mnie tam na stare lata - kontynuuje turysta, gdy ja ładuję jego termos
odłamko... eeee... herbatą. - Ten Szczecin to i może kiedyś, za Niemca,
ale jak ja się rodziłem, to Ruskie wszędzie byli.
Zalałem termos. Okazało się, że spokojnie pomieścił dwa litry wody. Szwabski termos...
Pan zdjął czapkę, skłonił się nisko, zapytał czy mam bigos.
No akurat nie miałem. Skierowałem go w miejsca, gdzie może uraczyć się ową potrawą.
Wyszedł w ukłonach, a ja pomyślałem, że takich ludzi już dziś nie robią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz