niedziela, 20 marca 2011

Mnie tam psy chodzą

Dzisiejszy odcinek będzie o tym, że obiecywanie sobie (bo
innym to inna sprawa) czegokolwiek, gdy na niebie księżyc osiąga apokaliptyczne
rozmiary nie ma najmniejszego sensu bezcelowe jest. I jakkolwiek mocno bym nie
bił się w piersi, zwracał się twarzą do miejsc kultów wszelakich i na wszelkie
babcie dziadków ciotek zdrowie przysięgał obiecywał, że tego nie zrobię, znów
to zrobiłem. Tak.

Kierda, jak powiedział kolega Krzysztof.
Mógłbym krok po kroku opisywać jak do tego doszło; od
oświadczenia koledze Rafałowi zwanemu Sławkiem że dziś do domu, książka czeka,
kąpiel gorąca czeka, łóżko czeka, herbata czeka; wszelkie tego typu
przyjemności domowe – czekają oczekują. Mógłbym mówić godzinami o tym, jak
tłumaczyłem koledze Michałowi, że nie, absolutnie niedopuszczalne jest to, abym
został. A on namawiał kusił. I...

(napięcie sięga zenitu; dramatyczną muzykę proszę!)
... zostałem.
Jak babcię klapkiem, przysięgam, wszystkiemu winien ten
księżyc! Widzieliście, jakie to wielkie było? Toż bydle takie, że przestraszyć
się można przerazić. Zaglądał przez drzewa, łypał złowieszczo i nie ma przebacz
– albo Cię rozniesie, albo nie wiem co. Mnie rozniosło. W drobny mak pył.

Zapowiedź była zgoła niewinna. Jeden. Od jednego się
zaczyna, zawsze od jednego. Nie można przecież zacząć od dwóch! Jak to, od
dwóch nie można? Nie, nie można! Dopiero potem był drugi i must be the music:
tłoczno rojno gwarno śmieszno. Ha ha! Hi hi! Hejże hola! Mało karczmy nie
rozwalą! Trzecie: kolejność zachowana. Po drugim – trzecie. Czwarte jest
niedozwolone. Piąte także. Drugiego nie ma co powtarzać. Trzecie. Chodź, chodź
na papierosa! Ciepło, ale kurtkę to ubierz. Przecież masz katar. A może to od
zęba? Uważaj, bo jak dojdzie do mózgu, to mogiła. Mózgu? Trzeba go mieć
najpierw! I tak się przekomarzaliśmy z kolegą Jakubem na papierosie. A księżyc
patrzy spokojny jak umysł buddyjskiego mnicha. Czwarte, cztery, czwarte. Klik –
klak, to dźwięk zaskoczki; zaskoczyło znaczy się, zassało. O tak! Pięknie
pokolorował się świat, pięknie cudownie. Czego się napijesz? Czysta może być. Tak?
Noooo. I chlup! Kolega Jacek i kolega Tomek ochoczo przełknęli płyn wraz ze
mną. Pycha! O jaaaaa! Jaka pyyyychaaaa! Co nie, czarnuszku? Zobacz, jaki jestem
kulturalny. Jak się chce, to wszystko można. A ja mogę wszystko, rozumiesz? Ha!
I 5 leci jak jaskółka, siostra burzy, czarny sztylet, błyskawica (...)

(W międzyczasie nastąpiła mała przerwa na wino z kolegą
Dariuszem)

(...) i nie ociągamy się, zabawa trwa! Ale tańczy tylko kto?
Ulubiona para, dwójka, oni! Dwie kole i coś do tańca. Tiko tiko romatiko! A tymczasem
przenoś mą duszę utęsknioną! Nie, nie! Tradycja nakazuje każe że oni nam muszą
samolot furę. Teraz ja. Owszem, to samo. Ile razy. Pięć. Złe rozdanie, ale co tam!
Księżyc! Za księżyc! Szóste. Diabelska liczba, zło zapowiada, ale już większego
jeszcze da radę? Nooo. Ale ale. Czy aby? Zobaaaa, jaki wielki skurwiel! Yhy.
Dajszluganaware. Dajognianaszluga. Kamikadze? Czy was? Normalnie! Oszaleć
można... ech...! No tak, ja nie odmawiam! Księżyc, księżyc, księżyc,
księżyc.... Groziłem mu palcem przez cały czas groziłem mu: ty zły niedobry! Księżyyyyc
brzyyyydaaaaaal! Niech zgaśnie juuuż! Nie chcę gooo! Łóżko... Zostawcie mnie...
zostawcie. Taaazieeew...

(Wyciszenie. Spokojną muzykę poproszę).
Ps: kolega Rafał zwany Sławkiem zadał pytanie gdzieś w
środku tego wszystkigo: to na której stronie książki jesteś?

Nie zrozumiałem...

3 komentarze:

  1. Po ostatnim weekendzie mam podobne postanowienia. Ale oto nastąpił piątek. Czy wytrzymam? Pewnie nie. Czy będę żałować? Pewnie nie. Czy będę nadal siebie zwodzić obietnicami bez pokrycia? Pewnie tak. Ach, słodka niedola weekendowa. I księżyc przeciwko człowiekowi. Pozdrawiam, a.

    OdpowiedzUsuń
  2. Księżyc, wszystko przez niego.. ja już od dawna bardziej z nim, niż ze sobą się zmagam. Teraz czeka mnie pierwszy weekend w nowym mieście, w nowym mieszkaniu i już nie będzie beztroskiego "jednego chyba można" :]
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Też tak myślałam, wyprowadzając się z Torunia ;) Okazało się jednak, że to nie jest kwestia miasta, a mnie. Teraz po prostu nie mam już na co zwalać... Zaskakujące, jak szybko człowiek znajduje nowych znajomych "na jednego" w nowym mieście, aczkolwiek życzę powodzenia w walce "z księżycem" ;) pozdrawiam, a.

    OdpowiedzUsuń