piątek, 23 marca 2012

Bulgot z kosmosu

Czy to nie zabawne, że najczęściej rzeczą kultową staje się totalne grafomaństwo? Nigdy byś, człowieku, nie przypuszczał, że niektóre rzeczy przetrwają choćby i miesiąc, a tymczasem... Dopiero po, bez mała, półwieczu, stają się dziełami nie tyle genialnymi, a co najmniej tymi, które zobaczyć musi każdy szanujący się inteligent, czy jak się tam teraz nazywa tych, co czytają przynajmniej dwie książki rocznie.
Książkom jest, co prawda nieco trudniej przetrwać, ale niektórym się udaje. Ot, choćby taki Lovecraft. No nie miał gość specjalnego talentu, natomiast miał nieograniczoną wyobraźnię i masę fobii, które zawarł w topornych zdaniach imitujących stare pisma czy opowieści. Zaskoczyło. Dziś nie wypada Lovecrafta nie znać.
Ale to nic w porównaniu z filmem. Tu dzieją się rzeczy ko(s)miczne. Szeroko pojęte sci - fi króluje, i nie mówię tu tylko o filmach z wielkim, japońskim legwanem. Weźmy taki "Plan 9 z kosmosu", który miałem przyjemność sobie dziś przypomnieć w ramach umysłowego odprężenia. No właśnie. Słowo przyjemność brzmi nieco jak oksymoron, jeśli zestawimy go z tak topornym i (nie bójmy się tego słowa) durnym filmem. Ale konia z rzędem temu, kto nie śmiał się oglądając. Podczas gdy współczesna kinematografia klasy B wprawia tylko w zażenowanie. Mimo, iż tematy są nośne, na przykład opowieść o planecie, na której ludzie z odległej przyszłości koegzystują w niepewnej równowadze z drapieżnymi dinozaurami. Nadzieja drzemie w wyprawie na odległą planetę. Wysłany tam oddział komandosów znajduje ruiny wyglądające jak xix wieczna angielska zabudowa, a pod miastem kryją się gniazda drapieżnych... dinozaurów. Byś tego, człowieku, rozumem nie ogarnął. W czym to jest głupsze od ataku wielkich krabów? Ano tym, że krab tkwi w szczegółach. Obserwowanie zmagań garstki straceńców walczących z rozkoszną w swej prostocie makietą wielkiego kraba wprawia niezmiennie w dobry humor, bo zwyczajnie nie może być inaczej. Podobnie jak widok kosmicznego statku, który wygląda jak wielki, metalowy cycek zawieszony na nieudolnie maskowanej żyłce. Tymczasem grafika komputerowa sprawiła, że bestie budzą jedynie zażenowanie. Jako materiał porównawczy proponuję dwa filmy: "Planet raptor" z 2007 i "Plan 9 z kosmosu" z 1959. Tematycznie pasują do siebie jak ulał. W sensie są tak samo nonsensowne, aby nie powiedzieć: durne. Jednak oglądając je jeden wprawiał mnie w zażenowanie, a drugi natomiast... Proszę sprawdzić. Parafrazując klasyka: po ilu klatkach ty się uśmiechniesz?
P.s.: Jako motto podaję cytat z jednego z nich. Myślę, że reżyser nie wziął go sobie do serca.
- Nic nie mówisz, Jeff. Nie powiedziałeś nawet dziesięciu słów odkąd wystartowaliśmy.
- Zamyśliłem się Danny.
- Mamy trzydziestu trzech pasażerów na pokładzie, którzy mogą być zamyśleni. Ale ty, pilotując ten samolot, nie możesz sobie na to pozwolić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz