czwartek, 6 grudnia 2012

Krank

Ten naprzeciwko mnie jest z pewnością dużo bardziej zestresowany. Moje kolana są między jego kolanami. Uderzamy się nimi. On siedzi sztywno i patrzy się w okno ignorując fakt, że na każdym zakręcie nasze kolana o siebie. I my tak, nos w nos, ręka w rękę i kolano w kolano. Jak odbicie. Miętosił torbę w popękanych dłoniach. Ja swoje ukryłem pod pachami, bo obok starsza kobiecina z torbami się tarabani. Napięcie niemożliwe. Kręgosłup mam wygięty jak chiński paragraf. On – naprzeciwko – napięty jak struna, chciałby kolana złączyć, ale nie może, bo między jego kolanami moje sterczą.

Gdy spojrzałem mu w oczy, zauważyłem, że on wie, że ja się spojrzałem. Powstrzymał się. Gruba kropla potu spłynęła mu po skroni. Napięcie nie do wytrzymania. Stara z boku peroruje zawzięcie o lekarzach i polityce.
Niech cię, myślę, gęś kopnie.
Siedzi sztywny, wyprostowany. Jak sprężyna skręcony, ale ani drgnie. Choć w środku się gotuje.
Wysiądę wcześniej. Ale zimno jest, iść się nie chce.
Też mi dylemat!
Przystanek Żółkiewskiego. On odwraca gwałtownie głowę. Kropla potu spływa po skroni. Zrywa się nagle, jak sprężyna puszczona w ruch, wyskakuje z autobusu. Ja, zadowolony, prostuję nogi i poruszam swobodnie kolanami.
Dojeżdżam. Płowiecka. Wysiadam.

Czytam Gombrowicza. Niech to wyjaśni tę nieznośną manierę. Czytam go tak mocno, że aż mnie oczy bolą. Wchłaniam go, ale tu nie ma rady specjalnie – za każdym razem, jak sięgam po Dzienniki, to one jakoś tak na mnie działają, przejmują moje myślenie i przez moment nie myślę niczym innym tylko Gombrowiczem, tą gębą obrzydliwą. Myśli mam wielkie i wzniosłe, ale żadna z nich nie jest naprawdę moja. Są pożyczone, wynajęte i czekam z niecierpliwością aż mi ten Gombrowicz przejdzie, jak choroba jakaś. Chciałbym już po swojemu zacząć myśleć.
Zacząć po swojemu.
Po swojemu. Tymczasem […]

2 komentarze:

  1. Lubię cię czytać... czytam od czasu do czasu, z rzadka raczej, ale chętnie tu wracam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za miłe słowo! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń