środa, 12 grudnia 2012

Srebro

[...]
Palce garbią się od mrozu i para leci z ust, a na kontynencie ogłoszono katastrofę. Jeśli nie ekologiczną, to z pewnością naturalną.
Rzecz niesłychana, mówi Bill, że w grudniu śniegu tyle napadało! W Niemczech pociągi muszą zwolnić do 200 km/h, tak zawiało! Och, kiedy my doczekamy czasów, że pociągi u nas będą zwalniały do 200 km/h? Kiedy, no!
Widzę, że on jest barman, ten młody, w kolejce przede mną. Oczy ma przekrwione, kupuje dwie zapiekanki z pieczarkami i tabliczkę czekolady kokosowej z dodatkową porcją magnezu oraz chce rozmienić plik dwudziestozłotówek na bilon. Widać przecież. Nie muszę nawet słyszeć pobrzękiwania butelek w wypchanym plecaku. Taki młody, pewnie zaczepił się na góra pół roku. Obudzi się po siedmiu latach z poczuciem bezsensu własnego istnienia.
Bill przyznaje mi rację. Kiwa smutno głową. Na niego też już pora.
A mnie smuci jeszcze jedna rzecz. Niebawem sklepy wystawią akwaria z karpiami. olbrzymie zbiorniki, w którym ryby będą się dusić we własnym śluzie i ekstrementach. I taka pani jedna z drugą kupią tego karpa, aby go jeszcze w wannie pomęczyć. Niech się dzieci z nim jeszcze pobawią. Niech sprawdzą, że karp na dywanie średnio sobie radzi z chodzeniem. Ciekawe, dlaczego? W końcu przywódca stada unicestwi karpia. Usiądzie w fotelu, a gospodyni przyrządzi go na sposób narodu, którego w Polsce nikt nie lubi. Ale zaraz, przecież Maryja była Polką spod Sandomierza! Jak jej tam było z domu... Nie pamiętam już teraz...
Wracając do tematu: zawsze najbardziej mi szkoda tych karpi. Czemu one winne? I dlaczego nie jest mi żal kurczaków ani krów? Może dlatego, że ryba ma dla mnie więcej gracji niż, dajmy na to, krowa czy kurczak.
Ten rybi holocaust zawsze mnie smuci o tej porze roku. Zupełnie jak powtarzane z uporem maniaka od stu lat te same piosenki w radio, w supermarketach, w windach.
Mjuzak, papka, kogo to obchodzi? A jednak – za każdym razem, gdy słyszę (…………………………………)* czuję się gwałcony dousznie, a mój mózg zamienia się w grzyb atomowy.  
Bill nauczył mnie jak to wytrzymać. Kamienna mina, ale to już zapewne wiecie. Nic do dodania w tym temacie.
Powoli trzeba wrócić do spraw bieżących. A skoro o tym mowa, to moda nakazuje, aby pod koniec roku robić różne podsumowania. Ja też się pokuszę, ale lista podsumowań będzie u mnie ekstremalnie krótka, bo żadna książka we mnie nie została, żaden film mnie nie zabił (może poza Prometeuszem, ale podobno to obciach przyznawać się, że ten film się podobał, a mnie podobał się bardzo pomimo ewidentnych dziur w scenariuszu), a jedynie płyty. Muzyka, panie i panowie, tylko muzyka zostawiła we mnie ślad w mijającym roku. O takie podsumowanie pokuszę się już niebawem. Choć tu zapewne zaskoczeń wielkich nie będzie.
I dajcie spokój karpiom. Ta ryba nie jest smaczna, tylko wam to wmówiono przez lata, jak wcześniej wmówiono waszym rodzicom, gdy za komuny nie było nic innego.

*Tu można wpisać tytuł dowolnego „przeboju” świątecznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz