poniedziałek, 3 października 2011

Will-o’-the-Wisp

Pytanie roku: czy Iwaszkiewicz chędożył Miłosza, i czy ten dał się wychędożyć? Kwestia zupełnie pominięta na leckjach języka polskiego. Życie seksualne dzikich jest dopuszczalne. Życie seksualne wieszczów jest tematem tabu. A gdyby się okazało, że Miłosz lubił chłopców w lateksie?
Kolejna rewelacja, że w końcu odkryto coś szybszego od światła. Nie jest to bynajmniej monarchia. Masa ludzi w to wierzyła na długo przed odkryciem, ale kto by tam wierzył ludziom przewidującym loty kosmiczne w czasach dyliżansów. A mnie osobiście najbardziej w tym bałaganie zastanawia to, że (przynajmniej teoretycznie) będą teraz możliwe podróże w czasie. Otwiera się taka droga, ale pewnie jeszcze sporo słońca spłonie nim choćby mysz będzie mogła sprawdzić w praktyce paradoks dziadka. Ale i tak najbardziej mi się podoba ten pomysł wykorzystania podróży w czasie: http://www.glosywmojejglowie.pl/2011/04/28/pizzeria-wehikul-czasu/. Można na tym zbić niezłe kokosy. A potem  cofnąć się w czasie i wpłacić sobie na konto, żeby rosło, i można spokojnie, bez stresu obmyślać plan jak zawładnąć wszechświatem. I nakupować za grosze dzieł sztuki. Gry liczbowe stały by się zbędne, bo przecież każdy by wiedział jakie cyfry padną. Do pracy można by było się zatrudnić na trzy tygodnie temu. I, co oczywiste, pozabijać wszystkich złych nicponi i łobuzów od hitorii. Czlowiek zyskał by władzę absolutną nad wszystkimi.
Jednakże, gdyby posiadać taki wynalazek tylko dla siebie, w ukryciu, i mądrze go używać, to byłoby coś wprost niepojętego. Nie jestem w stanie tego sobie wyobrazić, ale chyba jako pierwsze to bym śmignął się z Joycem zobaczyć, a potem na koncerty w złotej erze rocka progresywnego.
A potem może dinozaury.
Albo mamuty czy te wielkie, ważące tonę gryzonie, co kiedyś ponoć żyły.
I dokopać takiemu jednemu, co mnie dręczył za dzieciaka.
Przywiózł bym też kilka kilogramów gumy Turbo.
Piekna rzecz. Mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do skutku. Pokus zbyt wiele.


Ps: dziesiejsza notka ma podkład muzyczny w postaci płyty Andreasa Vollenweidera "Cosmopoly". Jeśli ktoś jakimś cudem nie zna tego pana to nie polecam poznawania przez jutjuba, bo płyty jego funkcjonują jako całość i można sobie spieprzyć opinię na podstawie pierdzącego nagrania złej jakości które jakiś meloman opatrzył zdjęciamy w stylu zachodów słońca w Łebie. Lepiej już całą płytę, od razu, ten tego, kupić. No.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz