czwartek, 10 maja 2012

Na zachodzie bez zmian

Niedawno Orbitowski wydał książkę, o tym, co by się stało, gdyby Powstanie nie doszło do skutku, ale to podobno był tylko pozór potrzebny do poprowadzenia historii miłosnej. Dwa dni temu była rocznica zakończenia II Wojny Światowej. Dziś trafiłem na zdjęcia Hindeburga płynącego spokojnie nad Manhattanem, na kilka godzin przed katastrofą, którą najbardziej słynną jest z pewnej okładki płytowej. Sterowiec unosi się nad wieżowcami, symbolizując potęgę i ułudę nazistowskich Niemiec, ale my wiemy to po fakcie. A wtedy? Ciekawym, jak by wyglądał świat, gdyby do drugiej wojny nie doszło.
Mówi się (czyli, kilku facetów poza mną też tak uważa), że do wojny dojść widocznie musiało, skoro doszło. Ale gdyby jednak nie? Gdyby jednak nasz wąsikowaty, histeryczny sąsiad zdecydował się zupełnie inaczej rozwiązać problemy dręczące jego blond naród? Nie wiem, na przykład poprosić o pomoc Amerykę, albo coś takiego. Od biedy, o ile dobrze pamiętam (a mogę nie pamiętać), Polska była na nieco lepszej pozycji od Niemiec. Ale nie poszli tą drogą...
Poszli prosto i przeorali Europę wzdłuż i wszerz.
A gdyby nie przeorali? Ciekawym, jakby się historia potoczyła. Hindeburg jednak spadł, na całe szczęście.
Być może swastyka kojarzyłaby się tylko z symbolem sąsiedniego kraju, a i być może mielibyśmy mniej frajerów wieszczących wyższość bieli.
No, i miałbym nieco liczniejszą rodzinę. Bez komunistycznej przeszłości. Zapewne nadal posiadającą własną kamienicę.
Ech, takie mnie myśli naszły tego majowego popołudnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz