piątek, 6 stycznia 2012

Mus absolutny i inne potrawy

Nie wiem, czy mam słuszność, ale mam nieodparte wrażenie, że w muzyce progresywnej rozpoczęła się dyktatura musów absolutnych. Jednocześnie jestem świadom tego, że nie jestem w stanie obiektywnie wypowiadać się w temacie, bo temat jest bardzo bliski memu sercu i innym, równie ważnym organom. Do przemyśleń w temacie zainspirował mnie meil od znajomego o tym, że jeden z prominentnych portali zajmujących się muzyką progresywną zerżnął jego notkę z innego portalu. I nie byłoby to coś jakoś specjalnego, gdyby rzecz dotyczyła jakiegoś wielkiego artykułu, ale jest to zwykła notka o tym, że James La Brie wydaje solową płytę. Kilka prostych zdań. I tu w mojej głowie pojawiło się zasadnicze pytanie, które doprowadziło do dalszych konkluzji: skoro "recenzent" nie jest w stanie samodzielnie sklecić kilku zdań na temat tak prozaiczny, jak wydanie nowej płyty, tylko przepisuje niemal zdanie w zdanie, to niech się potem ów recenzent nie dziwi, że nie jest traktowany serio. Naprawdę, portali piszących o prog rocku jest w Polsce na tyle mało, że nie stanowi wielkiego problemy wyśledzenie, co gdzie i od kogo.
Konkluzja druga jest następująca i podczas formułowania jej musiałem z głowy powyrzucać dużą ilość przekleństw, bo cisnęły się na klawiaturę same. Dyktatura musów absolutnych. Recenzenci, nawet jak piszą, że muzyka przymusem nie jest, traktują siebie jak jakie święte krowy szafując naokoło zdaniem "Jak możesz tego nie znać? Toż to MUS ABSOLUTNY!" Nie wiem, skąd i kto ten krzywy trend zapoczątkował (podejrzewałbym, że Leśniewski. To chyba jego ulubione zdanie. Co druga płyta jest musem absolutnym), ale określenie to nadaje się do gadek z kumplami przy piwie. Jak powiedział Sofronow, jedynym musem obsolutnym jest umieranie, reszta jest kwestią wyboru. Muzyka, jakakolwiek, jest kwestią wyboru. Kocham muzykę, życia bez niej sobie nie wyobrażam, ale nie wciskam jej ludziom do gardeł na chama (nie liczę momentów, gdy jestem absolutnie pijany i włącza mi się misja ratowania świata przed złą muzyką). Muzyka jest kwestią rozrywki i jako taka winna przede wszystkim dawać radość. W dupie mam wszelką kanoniczność niektórych płyt, nie słyszałem nigdy połowy płyt Deep Purple i pewnie nigdy nie posłucham, bo wolę po stokroć Uriah Heep. Nie jaram się też debiutem Led Zeppelin tak bardzo jak jaram się debiutem Budgie.
Poza tym uważam jeszcze, że jak ktoś nie ma nic do powiedzenia na temat muzyki, to mówi MUS ABSOLUTNY, bo to brzmi równie mądrze, jak powiedzenie "Bóg tak chciał, maleńki."
Smuci mnie to, ale cieszy, że jednocześnie są ludzie, którzy piszą o muzyce mądrze, a nie, że mus i szlus. Przykład dostępny TU.To oryginał. Koweru zachęcam poszukać samodzielnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz