środa, 25 stycznia 2012

Rien

(...) najgorsze jest to, że zupełnie nie wiem, co z tym zrobić. Pisałem ostatnio o znajomym, któremu podwędzili notkę. Pewnie jedno z drugim nie ma za wiele wspólnego, ale nikt nie lubi jak się go okrada.
Nie wiem także do końca, na czym miałaby polegać ta osławiona i bardzo popularna ostatnimi czasy cenzura Internetu. Skoro dziś mogą swobodnie działać serwery nazistów i innych psycholi, a zamyka się portale z filmami, to znak, że coś jest nie tak.
Dzieci Internetu zaczęły tę rewolucję. Ludzie, dla których nie ma innego świata niż wirtualny.
Tylko, o co bój tak zażarty się toczy? O wolność.
Bardzo ładnie i lotnie jest to powiedzieć: o wolność naszą i waszą walczymy. W międzyczasie coś tam prezydentunio bredził, że stan wojenny może wprowadzić, no i jest pożywka, aby wyjść na ulice. Aby kilkadziesiąt tysięcy internautów wyszło na ulice. Aby siedemnastolatek twierdził, że lepiej rozumie ustawy, które podpisało ileś- tam- dziesiąt państw.
Ja im nawet jestem skłonny przyznać rację. W końcu walczą z tak zwaną cenzurą Internetu. Walczą o to, aby każdy mógł w sieci napisać, co mu się podoba, zobaczyć, co mu się podoba. I tak walczą z tą cenzurą, tak zaciekle, że blokują wszystko, co nie jest po ich myśli. Blokują każdego, kto opowie się za. Czyli sami są najbardziej prymitywnymi cenzorami ich ukochanego medium, o wolność, którego tak bardzo walczą.
Jak to nazwać? Nazywajmy to jak sobie tam chcemy. Mam tylko nadzieję, że mnie za to nie zbanują.
Jednak ma to swoje plusy. Tak, jak kiedyś, Polska była przedmurzem chrześcijaństwa, tak teraz jest przedmurzem wolności słowa, (choć opatrznie pojętej). Ludzie wszystkich frakcji się zjednoczyli. Skin stoi ramię w ramię z Antifą, Korwin - Mikke stoi ramię w ramię z już posłanką Grodzką. Regowcy godzą się z metalami. Weganie protestują u boku rzeźników. Łza się w oku kręci.
A wszystko rozchodzi się o darmowy dostęp do seriali (upraszczam, ale od tego wszystko się zaczęło).
Mnie też do dokucza. Ja też uważam, że Internet powinien być (tu cytat za jednym z polityków) niczym złoże minerałów czy czegoś tam jeszcze, czyli dobrem całego świata (a pokaż mi pan kraj, który się dobrowolnie dzieli złożami!).
Przeczytałem tekst rzeczonej USTAWY kilkakrotnie. Nie znam się dostatecznie na konstrukcji tego typu dokumentów, aby wyłapać kruczki, których pewnie trochę tam jest. Nie mniej mam nieodparte wrażenie, że nie ma w niej nic nowego, co by już nie obowiązywało. Pewnie gdyby nie przypadek, gdyby nie wyłączenie Megaupload'u nikt by tego nie zauważył. Podpisaliby i życie toczyłoby się dalej. A tak Zbigniew Hołdys znów ma swoje pięć minut. I po co to było? Już myślałem, że tego ciapciaka nigdy nie zobaczę, a teraz atakuje mnie zewsząd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz